poniedziałek, 22 lipca 2019

Przepis na życie

Przepis na życie

Craig Whitehead / unsplash


Płatki wiórka kokosowego przysmażone delikatnie na maśle. Na małym ogniu. 
Jednak zawsze można podwyższyć temperaturę ognia.
I wtedy smak jest gorzki, a płatek staje się ciemnobrązowy. Już nie jest biały, delikatny i lekki. Jest przeciwieństwem niewinności i płynnie staje się naiwny. Naiwny, że komuś jeszcze posmakuję, że będzie dobry. W kuchni szybko można zepsuć produkt, zniszczyć potencjał smaku, na pewnym etapie obróbki coś może pójść nie tak i wtedy jest małe prawdopodobieństwo, że nas danie zadowoli. 

Kiepski z nas kucharz. 

Nikt w przepisie nie daje konkretnych wskazówek na temat obchodzenia się z delikatnymi produktami, które niebywale potrzebują szczególnej opieki i uwagi. 

Delikatne kiedyś wiórka kokosowe wyrzucasz do kosza. 

Stają się dla Ciebie zbędne i mało atrakcyjne.

Improwizujesz i zamieniasz składnik. Podgrzewasz ostrożnie na małym ogniu produkt, który kształtem i formą przypominał Ci wiórka kokosowe. Tylko to nie są wiórka kokosowe. 
Później okazuje się, że to nie to. Smak jest inny. Zbyt gwałtownie odpuszczamy i nie dajemy drugiej szansy, kolejnej możliwości odbudowy, minimalnej nadziei i odrobinę ingerowania w los, który nam nie sprzyja. Jesteśmy ponad miarę wygodnym stworzeniem, który uwielbia, gdy wszystko jest po jego myśli, gdy nie musi nic robić.

Wszystko jest układanką, przepisem, dialogiem pomiędzy zewnętrznym światem a nami. Jednak może być tak, że zgubimy puzzel, źle wykonamy kolejny punkt z starej receptury, czy zabraknie nam słów do dalszej rozmowy. 


Brakuje nam odwagi, przeciwstawienia się, walki, wyobraźni. Pomysłu na siebie. 


Nie potrzebujemy gotowego przepisu, by zrobić odpowiednią masę do ciasta. Wystarczy odrobina wyobraźni i odnalezienia się w kuchni. 

A życie to kuchnia.

środa, 17 lipca 2019

Przyjaciele na zawsze

Przyjaciele na zawsze



Każdy z nas chowa w sobie małe dziecko. Każdy z nas, ma gdzieś schowane, na strychu w pudełku stare, pluszowe misie, gry planszowe i zabawki, które już dawno poszły w zapomniane i odstawienie w kąt.


Tak również jest z bohaterem filmu "Krzysiu gdzie jesteś?" Teraz to pudełeczko pełnych sentymentalnych drobiazgów jest zastąpiona ważna torbą wypełniona niezastąpionymi dokumentami, które są potrzebne Krzysiowi do uratowania firmy, które trudni się w produkowania walizek. Krzyś musiał porzucić swoje zabawki z powodu nowego etapu w swoim życiu, jakim była pierwsza szkoła. Chłopiec musiał założyć rodzinę, wyruszyć na wojnę, by później walczyć o przetrwanie firmy Winslowa. Beztroskie, wesołe,dziecięce życie zmieniło się w wieczną walkę z czasem, stresem i brakiem zaangażowania w życie rodzinne. W życiu dorosłym zapominamy o swoich najbliższych, o swoich zabawach z dzieciństwa, które były nieodłączną częścią nas. Tak samo jest z tytułowym bohaterem filmu wyreżyserowanym przez Marca Forestera.
Jest to film z kategorii filmów z mankamentem wielu propozycji polskiej dystrybucji, bo trudno ocenić głos aktorów, które są nieodłączną częścią pracą aktorów. Dubbing przeważnie jest źle dopasowany do ruch warg postaci i niestety również i ten problem występuje w tym filmie. Jednak jest jeden plus dubbingu. Dubbing niektórych przyjaciół (Prosiaczka, Tygryska lub Kłapouchego czy Kubusia) nie zmienił się od pierwszych wersji produkcji Disneya, co jeszcze bardziej spotęgowało sentyment do historii, która przedstawia nam Forester.
Nie jestem pewna czy ten film był skierowany dla dzieci, które cieszą się na widok brykającego Tygryska, Prosiaczka, który wszystkiego się boi, Pani/Pana Sowy, która zna odpowiedź na każde pytanie, czy jednak ten film jest skierowany do osób, które wychowały się na wersji papierowej powieści 'Kubuś Puchatek' i doskonale znają historię Stumilowego Lasu (w tej wersji Stuwiekowy Las).


Oglądając pierwszy zwiastun filmu mogliśmy się spodziewać w która stronę pójdzie fabuła, więc włączając ten film (jest dostępny na HBO GO z wersją z oryginalnym językiem) nie byłam przygotowana na fajerwerki i nie oczekiwałam czegoś wielkiego, odkrywczego i zbyt pięknego.
Moja wypowiedź nie byłaby pełna, gdybym pominęła element CGI, bo jest to warte uwagi i chwili uznania. CGI, jest to technika komputerowa, dzięki której generowane są obrazy. Dzięki tej technice powstały przepiękne, żywe pluszowe misie Stuwiekowego Lasu. Jeszcze parę lat temu te pluszowe zwierzaki wyglądałyby tandetnie i sztywno, teraz z pomocą ciągle rozwijającej się technologii i technice komputerowej mamy możliwość zachwycać się pełnowymiarowymi pluszakami, które wyglądają realistycznie i przyjaźnie. To, że Kubuś, Puchatek i inni przyjaciele mówią dla nikogo nie jest dziwne, ani dla Krzysia, ani dla jego córki, Madeline, ani tym bardziej dla mieszkańców Londynu. Pierwsze wrażenie na widok gadającego misia jest szokującego, jednak po chwili każdy jest w tym oswaja i staje się to dla niego normalne.


Ten film można podzielić na trzy części.
Pierwsza- wprowadzenie widza przez życie Krzysia, od młodego chłopca po dorosłego Krzysztofa/Christophera, który ma córkę Madeline (Bronte Carmmichael), żonę Evelyn (Hayley Atwell.)
Druga- najbardziej poruszająca i oddziałuje na widza część, gdzie Krzyś wyrusza w podróż razem z Kubusiem do Stuwiekowego Lasu. W tej części dużo jest nawiązań do przeszłości, radosnych, zabawnych, lecz pouczających wypowiedziach Kłapouchego czy Kubusia. Jednak w tej części najbardziej jest widoczna przemiana Krzysia, który otworzył się na swoich dawnych przyjaciół, na chwilę zapomniał o swoim dorosłym życiu i przytłaczających obowiązkach.
Trzecia i ostatnia część jest najsłabszym fragmentem filmu; cała rodzina Robina razem z Przyjaciółmi Stuwiekowego Lasu jadą do Londynu, by uratować firmę Winslowa. Ostatni akt naprawdę kulał, szczególnie wtedy, kiedy dorobek z dzieciństwa Krzysia odziedziczyła błyskawicznie jego córka. Z góry było założone, że zabawki będą dla niej, przypadną jej do gustu i znajdą wspólnie niepodważalną relacje. Nie było szansy, że te zabawki nie spodobają jej się, że będzie pragnęła nowych, nieużywanych.
Można nawet powiedzieć, że do pewnego momentu ten scenariusz napisał Kłapouchy, ponieważ jest przygnębiony i ponury. To nie jest film skierowany do najmłodszej części widowni, ponieważ oni nie będą czuć żadnej więzi związanej z tą historią, będzie dla nich niewątpliwie nudna. Trudno będzie im zrozumieć historię Krzysia. Jednak cytaty które być może brzmią prymitywnie są bardzo refleksyjne dla starszych widzów, natomiast dla młodszych również będą odpowiednie, będą ich rozśmieszać i bawić.
  • "Z nicnierobienia bardzo często biorą się najlepsze ciosie."
  • "- Puchatku, ten balon nie jest Ci potrzebny.- Nie jest potrzebny, ale jest bardzo chciany." 
  • "Zawsze dochodzę tam dokąd zmierzam, odchodząc z miejsca, w którym byłem wcześniej."


Aktorstwo być może nie będzie docenione przez licznych krytyków filmowych, jednak na film familijny jest bardzo przyjemnie i czysto zagrane. Oczy nie bolą i gdy patrzy się na aktorów. Widz od tego gatunki filmowego wymaga ładnej scenerii, barwnej historii, błyskotliwych dialogów i wzruszających scen. Ten film to wszystko ma. Ale nie obejrzę go ponownie. 
Ta historia na pewno spowodowała, iż niejedna osoba potrzebowała zapasu chusteczek i ciepłego kakao w swoim ulubionym kubku. Ten film sprawił, że widz ponownie mógł poczuć się jak dziecko, zapragnąć beztrosko spędzać czas i odkopać kolejne zakurzone bajki z dzieciństwa. Każdy ma w sobie dziecko, nawet te osoby, o których byśmy tego nie osądzali. Fajnie czasami pomyśleć o tym i przekalkulować swoje życie również od tej drugiej strony, która często okazuje się być lepsza wersją. 

czwartek, 4 kwietnia 2019

Zespół zamknięcia

Zespół zamknięcia

Zespół zamknięcia, czyli stan, w którym pacjent jest w pełni przytomny i świadomy, lecz nie jest w stanie poruszać się z powodu całkowitego paraliżu i praktycznie wszystkich mięśni. Nie dochodzi do uszkodzenia myślenia, kojarzenia, ponieważ wyższe struktury mózgowe pozostają w pełni sprawne, więc nie jest to stan wegetatywny. Ta choroba dopadła Jeana-Dominiqu'a Bauby'a, redaktora francuskiego czasopismu Elle. Był sprawnym, przystojnym mężczyzna, za którym uganiały się kobiety, był królem życia, częstym bywalcem paryskich salonów. Aż do czasu nieszczęśliwej podróży samochodem, gdy dostał udaru mózgu. Od tego momentu został więźniem swojego ciała.
Julian Schanabel zainteresował się książka, która sam Jean napisał-wymrugał z pomocą swojej opiekunki i postanowił z pomocą wspaniałego Janusza Kamińskiego i Ronalda Harwooda stworzyć wrażliwy, pełen emocji film.



Mathieu Amarlic, francuski aktor znany z filmu „Van Gogh. U bram wieczności” ( tego samego reżysera, który w tym roku dostał nominację do Oscara) czyli, Jean z początku jedynie patrzy na świat przykuty do szpitalnego łóżka, jednak chirurdzy postanawiają zaszyć igła mu prawe oko, zamykając przy tym na zawsze jedno z jego okien. W tym stanie napisał książkę ”Skafander i motyl”- opiekunka recytowała specjalnie ułożony alfabet, który zawierał 26 litery, są one ułożone według częstotliwości ich używania. Mężczyzna mrugał w odpowiednim momencie wybierając literę, następnie kobieta od początku recytowała alfabet i w ten żmudny sposób powstawały słowa, a następnie zdania. Pierwsze słowa jakie wypowiada to-”Chce umrzeć!”- nic dziwnego, jego życie zmieniło się, boi się tego co go czeka, boi się rzeczywistości, jednak z każdym dniem jego podejście do życia zmienia się. Rodzina, przyjaciele i znajomi odwiedzają go w szpitalu, a jemu nie daje to szczęścia. Wraca do przeszłości, do tego jak jego życie tętniło barwami, żywi się soczystymi wspomnieniami i czarem tęsknoty. To zilustrował Janusz Kamiński, swoimi ruchliwymi, barwnymi, ale również i stonowanymi, klaustrofobicznymi, zamglonymi zdjęciami. Dzięki nimi możemy bliżej poznać historię bohatera, lepiej zrozumieć jego psychikę, jego ociężałe problemy, nieustające marzenia i pragnienia, które po części realizuję.
Warto wspomnieć o licznych nagrodach i nominacjach jakie otrzymał ten film na festiwalach filmowych- zdobył cztery nominacje oscarowe, za najlepszego reżysera i film zagraniczny dostał dwie statuetki Złotych Globów, również doceniła go Polska Akademia Filmowa i w roku 2009 otrzymał on nagrodę za najlepszy film europejski.



Ten film opowiada o tym, aby nie litować się nad sobą, pomimo losu jaki nas spotkał cieszyć się z niego a przede wszystkim zrozumieć. Płacze ojciec Jeana w rozmowie telefonicznej, jego była żona, dzieci czy nawet opiekunka. Ale on nie płacze. Nie pozwala sobie na słabość, na rozpacz. Jego oczy są mu potrzebne do życia. Pomimo tego, że bohater cierpi, chce podzielić się swoją siłą i odwagą z innymi. Chce żyć dla siebie i dla innych a jego słowa”Chce umrzeć!” odeszły w zapominane i zastępuje je „Chce żyć!”. Choroba jako spadła na niego spowodowała, że Jean patrzy na świat inaczej, rozumie więcej, docenia więcej, cieszy go codzienność, cieszy go wschód słońca, docenia czytanie swojej ulubionej książki przez opiekunkę.
Kamera zagląda tam, gdzie zaglądają oczy Jeana. Kamera wędruje za oczami bohatera, aż po horyzont po dekolt kobiet. Jest w tym wszystkim szczera i wręcz naturalna. Reżyser pokazuje nam historię sparaliżowanego mężczyzny, który jako motyl jest ukryty w skafandrze, Schanebl nie dba o to, aby widz poczuł litość do bohatera i jego życia, wręcz przeciwnie- stara się, abyśmy inaczej spojrzeli na swoje życie, być może z przymrużeniem oka.
Film Schanebla jest przerażająco prawdziwy, okrutny, niekiedy zmiękcza serca widzów, ale przede wszystkim pokazuje nieskończoną chęć życia i docenianie najdrobniejszych jego szczegółów.

niedziela, 9 września 2018

Poranki są ok

Poranki są ok
Dotykam stopami zimne deski, przecieram oczy i schodzę na dół. Kawa. Stawiam dziś na ekspres. Świeżo zmielona kawa, jej aromat i przyjemna, delikatna pianka od razu sprawiają, że pobudzam się. Mój ulubiony biały kubek idealnie będzie komponował się z czarnym eliksirem szczęścia.
Wracam do łóżka i sięgam po niedokończoną gazetę. Aby tyle lub AŻ tyle potrzebuje do idealnego, udanego poranka. Zawsze najlepiej się czuję, gdy jeszcze przez nieodsłonięte rolety nie prześlizguję się słońce. Cisza, chłód i spokój. 


Christiann Koepke / unsplash

Nie lubię poranków, nienawidzę wstawać i opuszczać łóżka. Spędziłabym tutaj większość czasu pewnie jak większe grono ludzi w moim wieku. Z wielką radością spędzam tutaj czas. Lubię pospać do 10/11, jednak co mogę zrobić gdy zwlekę się z łózka i jest godzina 13? Kompletnie nic. Organizm dostaje paraliżu, który zatrzymuje moje ciało, jest nieskłonne do jakichkolwiek produktywnych czynności. W głowie do końca dnia będę miała myśl, że mogłam zrobić o wiele więcej gdybym wstała dwie godziny wcześniej. Przez to, że tak długo spałam mój organizm jest ospały i nieskoncentrowany, niszczę swój rytm dobowy. Pomimo tych wszystkich wad i tak to robię dalej.


Jorge Vasconez / unsplash

Jednak rano wszystko wygląda i brzmi lepiej. Czytanie książki- poranki. Słuchanie nowej playlisty czy podcastu- poranki. Trening- poranki. Przygotowanie się do szkoły/ uczelni/ pracy- poranki. Zrobienie listy zakupów- poranki. Uwielbiam poranki i każdego dnia staram się je wykorzystać jak tylko potrafię. Celebruje je. 
Dzień wydłuża się, a Ty jesteś w stanie zrobić więcej niż zwykle. Zastanawiasz się jedynie" Co by tu zrobić?" a nie jak to przeważnie bywa boisz się czy wszystko zrobisz na czas i czy przypadkiem nie zerwiesz nocy ze względu na zaległy projekt. 

niedziela, 10 czerwca 2018

Superbohaterka mama

Superbohaterka mama

"Jestem ciężarówką pełną śmieci"- tak o sobie mówi Marlo (Charlize Theron) matką dwójki dzieci w wieku szkolnym- przeuroczej Sarah (Lia Frankland) i chłopca, który ma objawy autyzmu Jonah (Aher Miles Fallicia). Oczekuje trzeciego bobasa, który jak mówi jej brat Craig (Mark Duplass) jest najłatwiejsze i niezauważalne.


Wiele już było filmów o macierzyństwie, o rutynie niekończącego się dnia matki, przewijania dziecka i wstawania w nocy, jednak ten film jest inny i na innych schematach stworzony. Jason Reitman i Diablo Cody(znani z współpracy z podobnego filmu "Juno"-macierzyństwo nastoletniej matki. Przy okazji zdobył parę nagród Oscarowych- za scenariusz, film, aktorkę pierwszoplanową( odebrała tą statuetkę Ellen Page) i najlepszego reżysera) postarali się o to, aby widz wczuł się w rolę matki. Jest ukazana rutyna Marlo, gdzie budzi się w środku nocy, karmi Mia, przewija, zasypia na fotelu w salonie i szykuje dwójkę dzieci do szkoły. W tym długim, powtarzającym się się montażu słychać płacz dziecka, a nie tak jak zazwyczaj bywa przy innych filmach o rodzicielstwie jest wesolutka muzyka. Przez drażniący hałas możemy chociaż na chwilkę poczuć się jak rodzic, bardziej go zrozumieć, współczuć mu i usprawiedliwić kolejne zachowania Marlo. Było to po prostu świetne!
Bogaty Craig widząc wyczerpaną fizycznie i psychicznie siostrę proponuję jej zatrudnienie nocnej niani. Tully w końcu pojawia się w domu Marlo i Drew (Ron Livingston) a razem z nią powiew pozytywnej energii i złotych myśli. Mackenzie Davis wykreowała rolę Tully, która jest seksowną, młodą, zawsze uśmiechniętą, przyjazną, czuła kobietą. Dwie bohaterki są do siebie niepodobne, wręcz można powiedzieć, iż są swoimi przeciwstawnymi osobami. Pomimo tego łączy ich niespotykana wież, która rodzi się od pierwszego ich spotkania, jest wypełniona humorem, troską, empatią i zaufaniem.


Zarzucamy ojcom brak zainteresowania domem, dzieckiem, galopowaniem za podniesieniem sytuacji finansowej i obecnością w murowanym budynku jedynie po to aby rzucić się na łóżko i zabijać zombie. W tym scenariuszu jest inaczej,Drew pomimo tego, że pracuję na awans, wyjeżdża w delegację i wieczorami spędza czas na graniu to mimo wszystko pomaga w obowiązkach, zadaniach domowych dzieci i znajduję czas na czułość dla małżonki.
Gwiazdka w górę przy ocenie jest zasługą znakomitej Charlize. W życiu prywatnym ma dwójkę dzieci co niewątpliwie pomogło aktorce zrozumienie bohaterki Marlo. Jej emocjonalna huśtawka, rozterki i problemy codzienne nabierają w filmie dosłowności. Marlo jest zrezygnowana z życia, ma dość obowiązków domowych, przygotowania posiłków rodzinie, gdy pojawia się niania, która została nazwaną ninja wszystko wydaje się być możliwe i realne.


Za zdjęcia odpowiada Eric Steelberg i tu kolejny plus! Szczególnie zachwyciły mnie sceny na przyjęciu, które przeważały w odcieniach różowych, sama bohaterka była ubrana długą ciemną sukienkę w wieloma akcentami różu. Uśmiechnięta blondynka fenomenalnie komponowała się z tłem bawiących się dzieci, różowych obrusów, balonów i innych uroczych dekoracji.
W ostatniej części była ukazana puenta, która ostatecznie rozwiązała moje pytania, jednak po seansie  pojawiły się ich więcej.Z powodu bardzo szybkiego zakończenia filmu, niedomknięcia paru wątków i niedopowiedzenia paru istotnych rzeczy, można byłoby zarzucić twórcom brak pomysłu na zakończenie, jednak tak nie powinno być! Finał zrobił na mnie ogromne wrażenie, całkowicie nie spodziewałam się tego w jakim kierunku to zmierza. Zaniemówiłam.
Z każdą minutą spędzona w fotelu w kinie byłam przekona, że to nie jest komedia jak przekonywał nas o tym marketing. "Tully" jest niewątpliwie filmem z humorem, a nie komedią, pokazuję problem poporodowej depresji, zmagań z nową sytuacją. 



niedziela, 11 marca 2018

Sarcastic party

Sarcastic party
Idąc na ten film nie wiedziałam kompletnie nic o nim! Kto go reżyseruje, kogo zobaczę na ekranie czy zarys fabuły- n i c . Dlaczego więc wybrałam tą produkcję a nie inną?  Charakterystyczny plakat, który na pierwszy rzut oka jest czarno biały- a dopiero później dostrzegamy delikatne zabarwienie, z grupką osób przy kanapie, w tle  porozrzucane przedmioty z dużym czerwonym tytułem filmu "Party"



Od pierwszej sceny już wiemy, że to przyjęcie nie będzie standardowe. Widzimy krótką scenkę, w której otwierają się drzwi a po drugiej stronie stoi główna bohaterka, wyciąga po chwili broń i mierzy z niej naprzeciw siebie, można rzecz, że mierzy do widza. Jednak akcja nie toczy się dalej. Jesteśmy już w kuchni, gdzie rozpromieniona Janet (Kristin Scot Thomas) przygotowuję się do przyjęcia i odbiera ciągle telefony z gratulacjami- dostała awans na ministra zdrowia w rządzie cieni. W salonie na fotelu siedzi mąż Janet, Bill (Timothy Spall), który obojętnie sączy kolejną lampkę wina słuchając głośno muzyki z gramofonu. Pojawiają się pierwsi goście- April (Patricia Clarkson) jest jej najserdeczniejszą sarkastyczną przyjaciółka wraz z jej mężem Gottfriedem (Bruno Ganz), który ceni w życiu spokój ducha, sam jest trenerem osobistym. Dodatkowo jest para lesbijek- Martha (Cherry Jones) z młodszą o kilkanaście lat swoją partnerką Jinny (Emily Mortimer), które niewątpliwie są feministkami. Ostatni przychodzi poddenerwowany Tom (Cillian Murphy) młody bankowiec, zaczyna przyjęcie od wizyty w łazience i wciąganiu kreski. Tom informuję Janet, że jego żona się spóźni i przyjdzie  na deser. Jako pierwszy wypowiada słowa "Muszę coś Wam powiedzieć..." Bill, który od początku jest czymś zamyślony, wraz z ogłaszającą nowiną radosna atmosfera zamienią się w zafasowany wieczór. 
Sally Potter ( znana z "Orlalndo", "Człowiek, który płakał") reżyserka jak i autorka scenariuszu zrobiła ten film rewelacyjnie. Byłam nim zauroczona! Precyzyjny scenariusz upchany w kuchni, salonie, łazience i przemierzającym przez Marthy i Jinny ogrodem, zaczepnym humorem, wyrazistością bohaterów i czarno- biała estetyką jest ewidentnie rzetelnym dojrzałym kinem. Pomimo niewielkiej przestrzeni nie odczuwa się przytłaczającej ilości osób w jednym pomieszczeniu czy tych samych kadrów, ruchy kamery są odbiciem wielowątkowej politycznej potyczki.



Spektakularność filmu polega na monochromatycznym obrazie, który pozwala skupić uwagę widza na dialogach, mimice i zachowaniu grupce ludzi. Zaproszeni goście są wielowarstwowi. Odmienne poglądy- ateizm, racjonalizm, emocjonalizm, pozytywne myślenie, medycyna, macierzyństwo, nienawiść, empatia- kolejne wypływające na powierzchnie wody informację są niczym bomby na polu bitwy z której całą pewnością nikt nie wyjdzie cały.
Po seansie czytałam wywiad z Sally Potter, która wyjawiła, że pracę nad swoim kolejnym dzieckiem zaczęła w 2015 roku, była podirytowana sytuacja związaną z wynikami referendum z decyzją o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. 

"Nikt z polityków nie dbał, jaka jest prawda, wszyscy próbowali wyczuć, jakiej „prawdy" oczekuje społeczeństwo. Dzisiaj wszystko się pogłębiło. Żyjemy wśród pozorów. I mój film stał się jeszcze bardziej aktualny. Zwłaszcza po decyzji o brexicie."

Osoby, które widziały "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie"  włoskiego reżysera Paola Genovese powinny koniecznie zobaczyć tą propozycję.

niedziela, 4 marca 2018

List do siedemnastolatki

List do siedemnastolatki
Okres licealny jest okresem trudnym- na początku przychodzisz z głową w butach (witaj Auggie!) i stoisz przed wyborem przedmiotów rozszerzonych, oczywiście wybierasz te, które najłatwiej się uczyć. Później matura, studia i schemat się powtarza- najłatwiejsze przedmioty. W ciągu tych trzech lat jesteś małą, zagubioną istotą, która kompletnie nie wie co robić.
Chciałabym dostać receptę na to jak mam żyć w liceum, zachowania jak dawkować, jakimi ludźmi się otaczać i jak często pokazywać swoje uczucia.

Oto to. 

Powiedziałabym siedemnastolatce, żeby była sobą i nikogo nigdy nie udawała, nie starała wpasować się w towarzystwo tylko po to, aby ją lubiano. Nie wpasuj się w normy, które są ustalone i przyjęty z gór- nie musisz być taka jak większość, lubić te same przedmioty, tak samo się zachowywać i tak samo spędzać czas. Grupka osób z klasy po szkole idą do kawiarni i namawiają, abyś wybrała się z nimi, a Ty przecież tego gorzkiego smaku nie cierpisz, jednak idziesz. Wszyscy jak jedna osoba zamawiają tą samą kawę, a Ty bezmyślnie robisz to samo przy czym przytakujesz jaka ona jest dobra, jednak masz ochotę ją wypluć. Pomimo tego, że nie tolerujesz smaku kawy i wiesz, że po niej źle się czujesz, zamówiłaś ją chociaż w menu była możliwość zamówienia smoothie, które tak uwielbiasz.


Sean Kong/ unsplash

Posłuchaj siebie, jakiego przedmiotu najbardziej lubisz się uczyć, czy interesują Cię myśliciele starożytni i ich słowa czy może liczby, czy znosisz dobrze wieczory nad książkami czy jednak wolisz spędzać czas na dworze. Idąc do szkoły średniej wybrałaś szkołę jak i przedmioty takie same jak Twoja koleżanka z ławki- prestiżowe liceum z rozszerzaniem humanistycznym. Brawo! Nie znasz ani jednej podstawowej daty z historii Polski, nie odnajdziesz w tekście epitetów i nie masz zielonego pojęcia kto to był Monteskiusz. Trzy lata drogi krzyżowej?

Dążenie do perfekcji nigdy nie daje skutków jakie sobie zaplanowałeś w głowie. Powinnaś wiedzieć ile możesz osiągnąć, a nie ile chciałabyś na prawdę zdobyć i na jaki szczebelek się wznieść. Możesz zdobyć poziom trzeci, jednak Tobie to nie wystarcza i nie jesteś dumna z siebie i pomimo wszystkiego i wiele wyrzeczeń pniesz się ku górze, jak się później okazuję spadasz na dno. 

Powinnaś doceniać małe gesty, słowa i zapamiętywać miło spędzone chwilę z bliskimi Ci osobami, cieszyć się z najdrobniejszej rzeczy i porannej pobudki swojego pupila, kolejnego wywiadu ulubionego zespołu i świeżej ciepłej pościeli. Ciągle przecież narzekasz, że nic Cię nie spotkało, nic co mogłabyś miło wspominać, jednak jedyną rzeczą, która obecnie by Cię zadowoliła jest wyjazd do Disneylandu.

Powiedziałabym osobie, żeby pokochała siebie i nie patrzyła codziennie z nienawiścią codziennie w lustro. Naucz się patrzeć na odbicie z miłością, spokojem i pewną pewnością, poczuj się w swoim ciele dobrze, nie bój się przefarbować włosy na blond jedynie z powodu stereotypów. Nie przejmuj się opinią nudnych ludzi. 


Sean Kong / unplash 

Podejmuj dojrzałe, przemyślane decyzje, nie idź za większością, musisz umieć powiedzieć "nie" i sprzeciwić się nawet najlepszej przyjaciółce. Lepiej być przecież jednostką niż grupą jednomyślnej ludzi. Otaczaj się dobrymi ludźmi, którzy nie wpłyną na Twoje życie negatywnie, lecz będziesz zmieniała się zwycięsko. 

Musisz wiedzieć jaką jesteś osobą i widzieć jaka jesteś piękna, ile jesteś warta i jak wiele możesz dać innym, ile wnosisz do życia innych. Znajdź swoją wartość i ją szanuj.   

sobota, 24 lutego 2018

Przymus perfekcyjności

Przymus perfekcyjności
Najlepsza wersja siebie.
Bądź najlepszą wersją siebie.
Musisz być najlepszą wersją siebie.
Musisz.

"Nie wyjdziesz dziś na dwór! Musisz poćwiczyć!"- posłuszna Kasia zrezygnowała z spotkania z koleżankami i pełna złości zaczęła ćwiczyć. Nienawidziła pianina, jednak kochała mamę i chciała aby ona kochała ją. Kasia od czwartego roku swojego życia trzy razy w tygodniu ma lekcje gry. Pianino było nieodwracalną częścią dnia- przed szkołą, po szkole, szkoła muzyczna i codzienny przegląd muzyczny z mamą. Kolejne nagrody na półce, które co tydzień, w sobotę, były wycierane z kurzu. Kolejne niedzielne obiadki z nutą muzyki zaprezentowaną przez Kasie, duma rodziców, gratulacje rodziny. Każdy jej dzień wyglądał tak samo,  nawet weekend był taki sam. Jej życie było rutyną i zaplanowanym kalendarzem wyprzedzającym parę miesięcy. Jej życie jak i całej rodziny, wszystko skupione na jeden cel- kariera dziecka. Nie buntowała się. Płakała, jednak starannie ćwiczyła. Zbliżał się najważniejszy konkurs. Wygrana.


Mubriz Mehizadeh / unsplash 


Nie tylko w dzieciństwie spotykamy się z przymusem bycia lepszym- wyższa szkoła, praca, czy zwykła wizyta w księgarni pokazują nam hierarchię względem zdobytych nagród na koncie, ciągłą myśl, że jest ktoś lepszy,a Ty jesteś pod nim. Książki, miesięczniki, blogi zachęcającym hasłem"Mądre, szczęśliwe życie","Jak stać się doskonałym mówcą","Moje dziecko. Poradnik dla rodziców" pokazują nam schemat bycia lepszą wersją siebie, bycia perfekcyjnym rodzicem, kierownikiem czy szefem redakcji, a nawet artystą. Nie możemy popełniać błędów, spóźnić się na spotkanie, olać egzamin, zapomnieć odebrać dziecka z przedszkola, przegapić urodziny żony.
Idealne życie wpisuję się w również w dobę technologii i Internetu- zakładając konto na portalach społecznościowych poddajemy się opinii publicznej. Chcemy po raz kolejny pokazać światu jacy jesteśmy idealni, malując się i ubierając super outfit, chociaż wolimy siebie bez makijażu i w dresie. Makijaż i outfit jest, jeszcze powiększenie kontrastu, wygładzenie skóry i publikujemy. Czekamy na pochlebne opinie.


Po prostu  n i e.


 "Bądź sobą, nie udawaj kogoś, kim nie jesteś i nigdy nie będziesz."

Bądźmy zwyczajni, nie kierujmy się schematami i pozwólmy swoim myślom istnieć- zapomnijmy o urodzinach żony, o dziecku czekającym w przedszkolu, o egzaminie, opublikujmy zdjęcie w poplamionym dresie. Bądźmy spontaniczni, uśmiechnięci, pozwólmy żyć życiem, a nie słowami coachingowych autorów. Przecież żyjemy dla siebie, a nie dla opinii publicznej, nie musimy podołać wyzwaniu codziennego życia.


niedziela, 18 lutego 2018

Sąsiedzka przysługa

Sąsiedzka przysługa
Miłość, uczucie, które nie zna granic, wieku, odległości czy ogarnień. Miłość jest najczęściej pokazywana jako miłość młodzieńcza, wplątana przez duża fale intryg, kłamstw, nowych znajomości czy pożądania. Tutaj mamy do czynienia z produkcją, która jest przeciwieństwem tych standardów. 

Na początku poznajemy Louisa(Robert Redford), emeryta, który prowadzi samotne, monotonne życie- czyta gazetę, pracuję w ogrodzie,ogląda telewizję, spotyka się z sąsiadami w miejscowej kawiarni.Nic nadzwyczajnego. Ta rutyna jest zakłócona przez jego pewną siebie sąsiadkę, Addie (Jane Fonda), która również jest samotną kobietą. Chce, żeby z nią sypiał. Brzmi to absurdalnie, jednak pod ta propozycją chowają się szczere intencję. Samotna, piękna kobieta pragnie porozmawiać, wyżalić się, czy czuć bliskość drugiej osoby. Zdziwiony, zaciekawiony niecodzienną propozycją sąsiadki godzi się na nową strukturę dnia. Dlaczego mamy godzić się na samotność? Z kolejnymi nocnymi rozmowami pomiędzy dwójką ludzi rodzi się uczucie. Noce zamieniają się również w dnie.  Z przyjemnością oglądamy na ekranie ponownie przeżywającą miłość starszych ludzi. 


Za reżyserie odpowiada Ritesh Batra, który zdobył między innymi nagrody za Najlepszy Film i Najlepszą historię "Smak curry".Film został wyprodukowany przez Netflixa jako ekranizacja książki Kenta Harufa, również za scenariusz byli odpowiedzialni Micheal H. Weber i Scott Neustadter, znani z  "500 dni miłości" czy oczekiwanego "Disaster Artist"! 

Wyjątkowość tego filmu zawdzięczamy prostocie. Wolnym, lecz przyjemnym ruchem kamery poznajemy przeszłość kochanków, upodobania. Z każdą kolejną szeptaniną bohaterów jesteśmy bliżej ich. Film pomimo tego, że skupia się na rozmowach, od czasu do czasu wspólnych wyjściach, znanych jako randki, nie jest wcale monotonnym filmem. Samochodzikiem, który napędza ten film i daje mu świeżości, jest wnuczek głównej bohaterki- Jamie, czyli Iain Armitage. Nic tak nie pobudza życia jak i filmu jak młoda, pełna energii postać. Chociaż na pierwszy rzut okna chłopiec do takich dzieci nie należy- jest przywiązany do telefonu. Reżyser chciał pokazać intrygująca, pewną zamianę czarnych pudełek poprzez wspominanie emerytów swojego dzieciństwa i ich młodzieńczych zabaw. Zbędną postacią w filmie był ojciec chłopca, który wprowadzał niepotrzebną toksyczną energię. Być może byłby to dobry pomysł, gdybyśmy bohatera poznali w późniejszych scenach.

Wspomnę jeszcze o rozsławionej przeze mnie małej przytulnej kawiarni. Jest to miejsce nie tylko do zjedzenia swojej ulubionej drożdżówki czy rozkoszowania się czarną cieczą, jest to miejsce przede wszystkim do grupowego spotkania i omawiania życia mieszkańców a nawet osób siedzących przy tym samym stole! Starsza para nie przejmuję się dawnymi kolegami Louisa z kawiarni jak i innymi mieszkańcami małego miasteczka, gdzie wieści o ich relacjach rozeszły się bardzo szybko. Po latach pustki i życia w pojedynkę, zamiatania wszystkiego pod dywan- dojrzała para- postanawia to zmienić.




Muzyka komponuję się z wrażliwością filmu- dostajemy dawkę przyjemnego dźwięku gitary jak i fortepianu. Oka nie możemy oderwać od wpatrujących się w siebie kochanków pełnych ciepła, koleżeństwa, dobroci i zmysłowości. Mimo to wymierzonej słodkości i subtelności po brzegi scenariuszu, coś musiało się pokrzyżować. Był to zamysł jak najbardziej potrzebny i niewątpliwie intrygujący dla odbiorcy, choćby po to, aby nie odebrać tego filmu jako kolejnej przesłodzonej historyjki. 
Muszę z przykrością przyznać, ze jest to produkcja "na jeden raz". Pomimo ładnych wnętrz, miłych gestów, czy poruszeniu paru problemów społecznych ten film nie zapisuję się w naszej pamięci jako pozycja do ponownego odtworzenia za jakiś czas. Jednak jest kto chciałby się dowiedzieć jak zakończą się losy uroczej pary?  Serdecznie odsyłam Was po odpowiedzieć do Netflixa! 




środa, 14 lutego 2018

Cudowny Film

Cudowny Film
Lekcję tolerancji w kinie.
Stephen Chbosky postanowił przenieść historię dziesięcioletniego Auggiego z opowieści Raquel J. Palacio „Cud chłopak” na ekran. Ekranizacja bestsellera brzmi „Wonder”. Chbosky'ego możemy pamiętać z baśniowej odsłonie „Pięknej i Bestii” niesamowitą Emma Watson z ubiegłego roku



„Tak na marginesie, mam na imię August. Nie powiem wam, jak wyglądam. Cokolwiek sobie wyobrażacie, w rzeczywistości jest pewnie gorzej.”


Tak sam przedstawia się chłopiec,Auggie Pullman(Jacob Tremblay),który ma od urodzenia zdeformowaną twarz z powodu rzadkiego Zespołu Treachera Collinsa. Przez całe życie uczył się w domu z mamą Isabel (Julia Roberts), a gdy opuszcza mury swojego bezpiecznego domu nie zapomina zabrać swojego niezastąpionego kasku kosmonauty. Nadszedł czas jednak by Auggie zaczął chodzić do szkoły i mógł uczyć się wraz z rówieśnikami .Chłopiec pomimo choroby jest taki sam jak oni- baw się, uwielbia „Gwiezdne wojny”, fascynuję się kosmosem i intrygują go nauki ścisłe, jednak jest wrażliwym, lecz ciepłym dzieckiem. Dzieci są niewątpliwie szczere i nie ukrywają niechęci do nowego kolegi. Młodzieniec w pierwszym dniu szkoły przekonuję się o tym i choć stara się to przezwyciężyć możemy zauważyć jego rezygnacje i niechęć.


Film zaskakuje nas balansowaniem pomiędzy humorem a wzruszeniem. Co chwila widownia pełnej sali w kinie wybuchała śmiechem, by po chwili sięgać po chusteczkę. Może i fabuła nie jest niczym odkrywczym, często dostajemy w kinach propozycje filmów z motywem choroby i trudnościami jakimi osoba musi się zmagać, jednak tutaj zaskakuje nas forma. Film nie jest skupiony jedynie na Auggim, nie jest tak jak jego szesnastoletnia siostra,Via(Izabela Vidovic) mówi o nim, że jest Słońcem. Mamy przedstawioną historię choroby chłopca również z perspektywy jego bliskich, poznajemy również przez to i ich,a film na tym zyskuje. Możemy ten ruch zaobserwować na plakatach promujących produkcję.
Minusem tego filmu jest niewielkie rozwinięcie wątku Vii,siostry chłopca. Jest to ciekawa postać,która zawsze jest na drugim miejscu zainteresowań u rodziców, ma problemy w szkole i przeżywa trudny okres dojrzewania.





Niesamowicie utalentowany główny bohater, Jacob Tremblay, kolejny raz pokazał nam swoją aktorską dojrzałość, wcześniej mogliśmy go zobaczyć w „The room” reżyserii Lenny Abrahamson, który za tą rolę zdobył aż cztery nominacje Saturn za najlepszą kreację młodego aktora, Critcs Choice za najlepszego młodego aktora, Teen Choice za ulubionego aktora dramatu, Amerykańska Gildia Aktorów Filmowych za najlepszego aktora drugoplanowego, IFTA za najlepszego aktora zagranicznego i dwie wygrane za najlepszego młodego aktora i przełomową role! Chłopiec pomimo jedenastu lat gra fenomenalne, ciężkie role, które poruszają przejmujące tematy. Na pewno przed nim stoją drzwi do wielkiej kariery. Koniecznie śledźcie jego ścieżkę filmową i patrzcie jak zbiera kolejne nagrody!





Julia Roberts zagrała matkę, która porzuca swoje marzenia na rzecz opieki nad synem. Choć jej nazwisko słynie z roli „Pretty Woman” za która w roku 1991 dostała nominacje do Oscara- jej nazwisko nie przejęło tego filmu, nie wychyla się, idealnie wcieliła się w rolę zatroskanej, bojącej się o nowy etap w życiu swojego syna.
Muszę to powiedzieć- obsada z Wilsonem zawsze mi się źle kojarzyła. Wybiera role w komedyjkach, gdzie sam gra prostackie, niesmaczne, bez jakiegokolwiek wyrafinowania pozycje. Jednak w „Wonder” gra ujmująco zachwyciłam się nim- tak jak w poprzednich rolach gra mężczyznę z poczuciem humoru, tak jest i tutaj, jednak znaczącą jest różnica- w tej produkcji jego żartobliwość rozwiewa złe chmury i sprawia, że atmosfera w scenie jest oczyszczona.


Mówiąc o tym filmie nie można pominąć wspaniałej, pracochłonnej charakteryzacji Auggiego, która miała odzwierciedlać chorobę TCS. Należą się wielkie brawo ekipie, która się tym zajmowała jak i samemu Tremblayowi, który wykazał się cierpliwością i podjął się trudnego wyzwania. Poniższe zdjęcia jak i inne chłopiec opublikował na swoim oficjalnym koncie na Instagramie!









Film zaczyna się i kończy przepiękną, bajkową scenę, która zabiera nas w krainę dziecinnych marzeń. Puenta sprawia, że dostrzegamy jaką drogę przeszedł Auggie. Niektóre ujęcia kamera były piękne, pokazywały codzienne uczucia rodziny, były drastyczne i wzruszające- jednak jako całość nie wyglądało to olśniewająco, raczej estetycznie i poprawnie.Duży ekran każe nam inaczej patrzeć na człowieka, utożsamić się z jego problemami, nie schlebia zachowań standardowych, pokazuje zachowania rodziców jak i nauczycieli na różnych płaszczyznach. Patrzymy na zmianę charakterów bohaterów, razem z nimi doświadczmy wewnętrznej przemiany. Film pokazuje nam, że nie warto skreślać osoby ze względu na to jak ona wygląda, liczy się jednak to co skrywa w swoim sercu.


„Dla mnie Halloween może być codziennie. Wszyscy nosilibyśmy cały czas maski. Chodzilibyśmy po mieście i zawierali znajomości, zanim byśmy się dowiedzieli, jak wyglądamy pod przebraniem.”


Od pierwszych dialogów jesteśmy pewni jak zakończy się film, pomimo tego, to nie odbiera nam przyjemności z oglądania obrazu. Kino familijne ma zarówno podbić serce dorosłych jak i młodszych widzów, poruszyć tematy dla każdego i sprawić, aby zarówno jak i dziecko jak i jego matka po seansie wysnuli wnioski z tej 113 minutowej kliszy. Choć mało jest takich filmów, które podołały temu wyzwaniu- ten film niewątpliwie sobie poradził. Dostarcza widzowi mnóstwo ciepła i wiarę w ludzi.


A tutaj mały apel!
Rodzice, czy pedagodzy! Spieczcie się do kin razem z młodymi odbiorcami, by jeszcze móc ujrzeć ten film!




Copyright © 2016 Blusher talk , Blogger